— Hej, co robisz! Oszalałeś! — wykrzyknął szczur, oblizując się po resztkach miodu. — Przecież cięższy jesteś ode mnie.
— Nie zabardzo! W sam raz, żeby cię potrzymać tak długo w powietrzu jak zechcę, nędzny sługo nędznego...
Nie mógł dokończyć Cson‑Ten, bo straszny pisk szczura zagłuszył dalsze jego słowa. Natychmiast z pałacu wybiegły trzy szczury i dalejże okładać ogonami maleńkiego, dobrego Cson‑Ten. Niedługo to jednak trwało, bo na wrzask, jaki się wytworzył, wybiegł z pałacu sam Blef w bieliźnie.
Na to tylko czekał Cson‑Ten. Momentalnie zsunął się po ogonie szczura na ziemię, porwał cień staruszka pod pachę i szybko począł umykać.
Szczęście mu sprzyjało, bo gdy przebiegał koło jeziora i szczury już, już miały go schwytać — z wody wyskoczył duży szczupak, aby wykąpać się w księżycowem powietrzu. Wtedy Cson‑Ten dał dużego susa i znalazł się na grzbiecie szczupaka wraz z wrzeszczącym cieniem staruszka. Szczupak zrozumiał sytuację (szczupaki wcale nie są takie złe) i zaczął płynąć, ale tak, że Cson‑Ten wraz z cieniem znajdowali się na powierzchni wody. Tak przepłynęli na przeciwległy brzeg.
∗
∗ ∗ |
Minęło wiele czasu. O, jakże smutne było teraz życie staruszka Blefa. Nie mógł już w dzień