Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przymglony pragnieniem wzrok w jej zaledwie dziewiczej, nierozwiniętej jeszcze figurce. Opadł na nią jakoś niezdarnie, za gwałtownie, dygocąc. Ujrzał tuż przed swemi, jej przerażone oczy i jakiś krzyk tępo zabrzmiał mu w uszach. Poczuł w dłoniach ciepłe, drgające biodra i słonawy smak jej ust pod swemi wargami. Gorąca rozkosz wstrząsnęła nim i mdłe osłabienie rozlało się jak oliwa po członkach. W uszy wciskał mu się cieniutki głosik dziewczyny niby odgłos dzwoneczków kuglarza wędrownego. Podniósł się. Patrzał na nią, jak — krzycząc ciągle — zakrywała sukienką swą nagość. Stał tak, wśród tego krzyku, nie wiedząc co począć — osłupiały. Z pobliskich zarośli wyłoniła się grupa nagich wyrostków. Zatrzymali się nasłuchując, jak stado łań. Ujrzeli. Poruszając ramionami biegli w stronę tej pary. Tespis poczuł, jak przerażenie dławi mu oddech. Byleby nie schwytali. Wyrwał naprzód. Z pochylonym do przodu torsem, z rozwianym to tyłu włosem, lśniący potem, dyszący pragnieniem ucieczki, parł naprzód brzegiem rzeki. O uszy jego ocierało się gęste powietrze, pachnące rzeką i pełne dźwięków mandolin. Posłyszał za sobą wściekłe wrzaski i odgłos wielu nóg. Obejrzał się. Gnali za nim i klęli. Przyśpieszył, dudniąc głucho bosemi stopami po gliniastem wybrzeżu. Ich głosy słyszał coraz wyraźniej. Czuł jak nogi jego wolniej i wolniej tną powietrze. Nieco w prawo rzeka gwałtownie skręcała. Na przeciwległym brzegu stał do-