Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wia. Tespis odwrócił głowę i patrzał na ojca z poza zmrużonych powiek, wreszcie Hirfel ucałował policzek syna i wrócił do poprzedniej pozycji.
— Słuchaj, Tespisie. — Masz już przecież lat szesnaście. Czy nie doznawałeś takiego dziwnego uczucia na widok ładnej, zgrabnej dziewczyny? Nic cię ku niej nie parło, nie miałeś względem niej żadnych chęci?
— Wiesz, ojcze — specjalnie nie. — Prawda, na piękną dziewczynę patrzę zwykle dłużej niż na każdą inną. Wiem jednak, co masz na myśli. Raczej męczy mnie to w nocy i sprowadza bezsenność. Wówczas to ogarnia mnie niepokój i przed oczami przechodzą najróżniejsze zjawy. Przeważnie właśnie dziewczęta i to nagie — wkońcu wreszcie usypiam, ale rano jestem zmęczony i przynajmniej do południa chodzę napół zamroczony.
— Widziałeś kiedy nagą dziewczynę?
— Nie, w naturze nigdy. Chyba akty w albumie malarzy z twego gabinetu. Wyobrażam sobie nagą dziewczynę, to coś czarownego.
Pauza.
— Pójdź, Tespisie, do wody. Słońce już piecze dość silnie. Po kąpieli zjemy nasz obiad.
Zanurzyli w wodzie swe rozgrzane ciała. Głowy ich owiewał łagodny wiatr. Wokół pluskały drobne fale; odgłos ten dziwnie harmonizował z żarem słońca i poszumem wiatru, co cicho łkał w trzcinach i ścigał się z prądem rzeki. Ci dwaj nie mówili do siebie. Mijali się, kiedy jeden płynął