Przejdź do zawartości

Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bodajeś ciężko przed Bogiem za to odpowiedziała... ty... ty oh-ydo... bez serca. Przecież to twoje pierwsze dziecko. Pomówimy o tem jutro.
I wyszedł.
Ale na drugi dzień rano pani Miranda już nie żyła. Leżała równie biała, jak dnia poprzedniego, kiedy po raz ostatni rozmawiał z nią tak krótko. Jej piękne usta wyrażały wzgardę. Może wzgardę dla życia na ziemi. Długo łkał Hirfel u bezwładnie opuszczonych rąk zmarłej.


∗                ∗

Od Swonbe pada bezkształtny cień. Daleko wibruje szloch gitary. Ospała cisza błąka się po rozgrzanej ziemi.
— Ojcze, a matka... czy ona wiedziała, czy zdążyła dowiedzieć się jakiej płci było jej dziecko.
— Normalnie, u matki jest to pierwsze pytanie, lecz ona... ona doprawdy mogłaby tego nie wiedzieć. Chyba jednak wiedziała, zresztą ja jej to powiedziałem jeszcze tego samego dnia. Przysuń się bliżej mnie, Tespisie, i przestań już pytać wreszcie. Patrz jak tu cudnie. U stóp naszych rozciąga się przestrzeń aż po te błękitne plamy — to lasy na nizinach. Spójrz wdół. Na srebrzystym pasie rzeki posuwają się małe punkty — to łódki. Na łąkach pasą się owce; są tak małe, jakgdyby ktoś garść pereł rozsypał. Skała na której siedzimy ocieniona jest Swonbe, więc słońce nam nie dokucza, a przy-