niejednokrotnie, kontuzjowany nawet, zato też dostał posadę w tem odludnem i ciężkiem więzieniu. W zamyśleniu dłubał w nosie, ale raptem, jakby mu jakiś pomysł strzelił do głowy, przybliżył palce do owego tak martwo wyglądającego oka i spokojnym lecz wprawnym ruchem wyjął je i począł czyścić rękawem, poczem przyjrzał mu się, mrużąc drugie oko. Na twarzy jego ukazał się grymas człowieka, którego dręczy ponure wspomnienie. Trzymając w dalszym ciągu oko w trzech palcach prawej ręki, począł niem uderzać w czaszkę, coś tak, powyżej skroni. Słychać było wyraźnie stukanie, jakgdyby twardym przedmiotem, szkłem może, uderzał o metal jakiś. Przerwał owe pukanie, jął natomiast podrzucać w ręku swe oko, łapiąc je w powietrzu. Raptem usłyszał stłumiony krzyk i osunięcie się ciała. Spojrzał naprzeciw, ale nic nie ujrzał, zato oko mu wypadło z ręki i potoczyło się po posadzce. Niżej było ciemniej, więc gramolił się niezgrabnie, szurając butami po posadzce — pochylony. Szukał długą chwilę i wreszcie znalazł. Mianowicie zetknął się z tem okiem, następując nań swym podkutym butem. Rozległ się zgrzyt, bolesne dla nerwów piszczenie szkła przygniatanego do kamienia. Człowiek krzyknął głośno, zakrywając dłonią pusty oczodół. W dalszych celach słychać było poruszenie. Nałożył szybko czapkę i karabin przewiesił przez ramię. Pobiegł do celi naprzeciw, przecie słyszał tam krzyk jakiś. Długo i nerwowo otwierał drzwi. Ujrzał
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/39
Wygląd