Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam pana bardzo, pan wybaczy, że go zatrzymuję: sprawa jest tego rodzaju: — ja jestem operatorem filmowym, a ten pan nieopodal reżyserem. To mówił młody, elegancki mężczyzna i wskazując tęgiego jegomościa, stojącego pod kasztanem, ciągnął dalej: robimy w tej okolicy szereg zdjęć, oraz poszukujemy typów; — właśnie pan nam bardzo odpowiada, — może pan pozwoli zdjąć się, oczywiście za wynagrodzeniem. Filipie, pozwól‑no tutaj, powiedz co pan ma robić.
Filip się zbliżył i kazał staruszkowi Amilkarowi robić przeróżne miny, przewracać oczyma, naginać się, wykręcać, a wreszcie dali mu również dziesięć złotych i powiedzieli, że może jutro przyjdą.
Podczas gdy filmowcy nakręcali staruszka Amilkara, synowa jego stała z szeroko otwartemi ustami i gdy tamci odeszli, zrobiła zyza na pieniądze, trzymane w ręku zdziwionego teścia, poczem wyrwała mu je, mówiąc: — No, nareszcie jakiś pożytek, — no, a teraz do roboty niech ojciec idzie i nie będzie taki ważny, — a to ci przypadek — pewno jakieś warjaty.
Na drugi dzień przed południem, kiedy staruszek Amilkar reperował płot na podwórzu, — koło furtki zatrzymało się auto, z którego wysiadło dwóch filmowców. Operator zwrócił się do staruszka Amilkara i powiedział wesoło:
— Zabieramy pana ze sobą, — jest pan nam potrzebny, będziemy kręcili film, w którym dosta-