Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówię, że żyje. Nic mu się nie stało!
— Ty głupi byku, na mózg ci padło! Bodaj ci język kołem stanął za to kłamstwo!
Policjant tyłem wysunął się z chlewu i mętnie spojrzał na żonę. Podszedł do dziecka, odebrał drut, wiechciem słomy wytarł sobie buty i powiedział:
— Z taką wiedźmą jak ty, to i sam djabeł by nie wytrzymał.
I poszedł na rynek, zajrzeć do aresztantów.


∗                ∗

Nieco za miastem mieszkał kierownik tartaku, Kwaśniewski. Duży mężczyzna o byczym karku, z rzadkiemi, blond włosami i czerwonej twarzy. Boso, w spodniach i zawiniętemi rękawami u różowej koszuli, wyszedł przed dom i jął prażyć z dubeltówki w poczerniały płot.
Aliści po kilku minutach z za płotu wychynął nasz policjant. Stanął z rękoma w kieszeniach spodni i ponuro patrzał na Kwaśniewskiego.
— Prrach... prrach...
— Co pan robi? — zawołał policjant.
— Ca?! — szczeknął Kwaśniewski, nabijając dubeltówkę.
— Co pan robi, pytam się pana.
Prrach... prrach...
— Strzelam z dubeltówki.
— Tak w biały dzień, w mieście?
— W nocy mam strzelać, ca?