Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Policjant radzyński niósł żarcie dla świń. Mianowicie szaflik owalnego kształtu trzymał za oba ucha i, z głową w aureoli wyziewów pomyj, zgarbiony, dążył okrakiem w stronę chlewu.
Zdawaćby się mogło, że słońce wycelowało swe palące oko jedynie w ów nieszczęsny Radzyń. Stężała martwota panowała już od rana, a teraz w południe ludzie jedząc postękiwali żałośnie, bowiem przykro jest trzymać w gębie gorący ziemniak skoro i tak cała głowa jest jakby w ogniu. Policjantowi nielepiej się wiodło. Miał on szykownie skrojony mundur z grubego, granatowego sukna, z sztywnym, wysokim kołnierzem. (Z letniego munduru zrobiono ubranko Józikowi, który teraz właśnie łowił piskorze w błocie poza miastem). Akurat wychodził na miasto, niby inspekcje jakąś przeprowadzić, kiedy żona krzyknęła: zanieśno świniakom, bo kwiczą. Podczas kiedy każde przegięcie groziło świeżą falą potu, gramolić się musiał przez niskie drzwiczki do wnętrza chlewu, i tam dopiero w nader gęściuchnem powietrzu wyczyniać