Przejdź do zawartości

Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piętnastoletni wałkoń: To ci dopiero zabawę sobie wynalazł po nocy, — ojca udaje, a zadania mi kiedyś nie mógł rozwiązać. — Nie idziemy do szkoły, — czy możemy pójść do szkoły, skoro całą noc męczył nas zły ojciec, — no matko, powiedz sama?
Pani Klara zaś stała koło kredensu, patrzała na skulonego, chliptającego kawę męża i kiwając głową mówiła jak zwykle cicho: Mój Boże! — I ma się za człowieka inteligentnego, — a czy człowiek inteligentny potrafiłby podobnie bezecne zbrodnie po nocy wyprawiać? Przecież gdy wychodziłam za niego, czy była o tem mowa, lub w pierwszych latach pożycia? Jakiż przykład mają te dzieci!
— Czy nie możecie mnie, — gdy przyjdę w takim stanie, poprostu unieszkodliwić, — lub kilkoma sprytnemi posunięciami doprowadzić do apatji lub snu? — Wszak nie ja jeden upijam się na tym smutnym świecie, wracając do domu w porze nieodpowiedniej...
— Ojciec w ten sposób doprowadza nas do nieuctwa, — odpowiadał rezolutny Hipek, — bo czyż możemy się uczyć, mając głowę pełną ponurych wspomnień z nocy? A matka nasza, to co!
— O! — milczcie, bando przeklęta, — czy dom ten nie jest moim domem, w którymbym mógł po kroku nierozważnym nabrać sił do pracy!
— Do nowego pijaństwa! — powiadała cichutko pani Klara.