— Daję panu zegarek, — złoty, o, patrz pan tu próba — i będziemy kwit, — zwrócił się pan w bronzowym krawacie do Bozia.
— Ma pan tu srebrną papierośnicę i będę winien panu trzysta złotych, które panu zapłacę pierwszego, — powiedział dziobaty do Bozia.
— Ja również pierwszego zwrócę kochanemu panu czterysta złotych, — takie ciężkie czasy, — powiedział trzeci do Bozia.
— A ja zwracam panu pańskie fotografje i jesteśmy kwit, nieprawdaż? — powiedział pan z brodą do Bozia.
— Ho‑ho, — wykrzyknęli wszyscy jednogłośnie, — na to się nie zgadzamy, — co to, my poszkodowani, a ty!
— No, idźcie panowie kłócić się na ulicę, a nie robić mi tu awantur, w moim domu, — a pamiętajcie spłacić się na pierwszego, będę czekał pod urzędem, — spać mi się chce niebywale.
To mówiąc, Bozio kolejno wszystkich wypchnął za drzwi.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/196
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.