Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naumyślnie mówię, — wiesz co? — ja sam ich prosiłem, żeby nie widzieć cię zbliska, bo bałem się że cię zaduszę, — taki jestem o ciebie zazdrosny, — pamiętaj, Jolka, że tylko ja jeden, nigdy z żadnym — pamiętaj, bo to dranie.
— Nie...e
— No, dobrze, nie płacz już, bo szlag może człowieka trafić. Słuchaj, możesz co niedziela chodzić do matki na obiady, pozatem postaraj się o jakąś pracę, żebyś miała z czego żyć, bo tak, — to cię jeszcze coś skusi i...
— Nie...e
— Nie ryczże — do stu djabłów — co nieee?
— Ooojojoj! — ja nie chcę... nie!
— No, trudno, moja droga, — trzeba się przenieść na tamten świat.
— Ale nie... ja nie chcę... żebyś ty... tego... nie zdradzać?
— Co?
— Ja będę cię... ojojoj... zdradzała... bo ja go... ojajaj... tak... lubię... takie ma śliczne blond włosy i jest taki szczupły... ojaj... ja cię tak całe życie nienawidziłam... bo... bo... ty byłeś taki wielki i, i... taki ciężki... cham byłeś taki, a on taki jest delikatny... ja bałam się ciebie... oon... tam czeka na ulicy... aż ja wyjdę... ohhojojoj!!
Po tamtej stronie kraty rozległ się łomot upadającego ciała. Jolka czekała aż się ukaże znowuż twarz męża, ale zamiast twarzy jego, widziała tylko przez kratki kręcące się postacie służby wię-