— Aha.
— I w piersiach coś zatyka?
— Ahaaha!
— I uda drżą, i spać nie możesz?
— Ahaha, tak, tak... ojojoj!
— I ludzi unikasz?
— Oj, tak, tak — rzeczywiście, — chętnie przesiaduję na strychu.
— Czy napisałeś już wiersz? — nie, — no to napiszesz w dniach najbliższych. — Tek, — mruknąłem zamyślony — wszystko normalnie.
— Ohaj! — jakże jestem nieszczęśliwy, — rzekł mój przyjaciel i usiadł w roztargnieniu na mały stołeczek, miażdżąc go — co mówię — wciskając momentalnie w podłogę.
— A apetyt, jak tam? — zapytałem, myśląc w duchu o bezsensowności tego pytania.
— Co! — prawie żaden — rzekł, siadając na żelaznym kufrze — jadam tylko cztery razy dziennie i to, haj — szkoda mówić o tem — obiad normalny, tak jak wszyscy, jakieś tam dwa kotleciki, ot, widzisz, nieszczęście.
Przyjaciel mój zaczął płakać, — schowałem przezornie nocne pantofle do szafy i sam przeniosłem się na kanapę, — niema żartów, pomyślałem, gotów mi zatopić różne sprzęty znajdujące się na podłodze, poczem zacząłem obmyślać środki zaradcze. Po upływie kilku minut powiedziałem:
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/153
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.