Okutany w samotność i ciszę, siedzę na brzegu łóżka mojego współlokatora i wroga śmiertelnego. Zegar tika na pobliskiej ścianie, a ja czytam „Pałubę“ i jem pomidory. Do szczęścia brakuje mi tylko zrozumienia tego co czytam oraz soli do pomidorów.
Ale ponury realizm życia przerywa mi tę błogosławioną robotę; — bo nagle czuję w pokoju zapach vegetal‘u i czyjąś obecność. Unoszę do góry brzemienną w metafizykę głowę i wzrok mój napotyka globalną postać przyjaciela mego Florena Podmucha. — Cmentarny ma wygląd; — niby to elegancki, — bo i spodnie — jak nigdy — wyprasowane ma akuratnie, i marynarka zapięta na oba guziki, w monstrualnej wielkości łapie trzyma nawet wiotki narcyz. — Ale to wszystko dodaje mu jeno niesamowitości. Stoi jak słup, przycisnąwszy brodą, wcale ładny — jak się później okazało — krawat i drażni wzrok mój precyzyjnym, pedantycznie spreparowanym przedziałem na gło-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/151
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.