Na drugi dzień, w słoneczne popołudnie, Idzi, wychodząc ze sklepu, gdzie kupował szelki, zobaczył po przeciwległej stronie ulicy pannę Gizię z wiszącym u jej lewego ramienia komiwojażerem. — Dognał ich z błędnem spojrzeniem i popatrzył w jasne, przeczyste źrenice Gizi — wyrażały nieubłaganą prawdę.
— No cóż?! — podoba mi się ten mały. Gizia ogarnęła czułym wzrokiem komiwojażera.
— To tak?!?!?!!
Komiwojażer chciał uciekać, lecz przytrzymało go energiczne ramię panny Gizi. Zdjęła mu kapelusz i poczęła głaskać po główce.
— Niech mi go pan nie straszy temi wściekłemi oczyma — on taki mały i wygląda teraz jak zraniony jelonek. Pan jest dla mnie za bardzo konspiracyjny, panie Idzi. — Nie podobają mi się te pańskie wieczorne rozmowy na migi z gwiazdami. Mam wrażenie, że będę szczęśliwa z Mondelkiem. Życzę panu wiele szczęścia — mimo, że mi pan wróżył wyjście zamąż, za referenta Papiera, pamięta pan? — Jeszcze w pierwszych dniach naszej znajomości, zanim mi się sam pan nie oświadczył — cały czas myślałam o Papierze, ale teraz wychodzę za Mondelka. — Mondelek, chodź! — i Gizia zniknęła za zakrętem ulicy, ciągnąc za rękę wystraszonego komiwojażera.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/132
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
Pointe‘a
HAPPY END.