Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale Albinie — nie podobnego, — wybacz — ale dzisiaj są imieniny Dominika, ktoby tam objadał się przedtem — też...
— Co słyszę — na Boga! — imieniny Dominika? — Idę z tobą, mój drogi, — naturalnie, — też coś, — stary przyjaciel.
— No, więc wsiadamy do jakiegoś wehikułu i jedziemy.
Na imieninach Dominika byli sami mężczyźni. Gdy gospodarz zobaczył pana Ceresa powitał go serdecznie, lecz baczny obserwator mógłby jednocześnie spostrzedz na jego twarzy jakieś nerwowe drgawki i pochwycić gorączkowe spojrzenia, rzucane w stronę kuchni.
Po wprowadzeniu gości do salonu Dominik z jękiem wpadł do kuchni: — Jezus Marja! — a to mnie Bóg pokarał. — Marto wal szybko — masz tu pieniądze — i dokup z dziesięć puszek konserw, ze dwadzieścia butelek piwa, wędliny, sera i t. d. — Gdybyś zauważyła, że czegoś brakuje, to weź jeszcze w restauracji. Też los!!
Po złożeniu życzeń solenizantowi wszyscy udali się do stołu. Pan Ceres prowadząc Dominika pod rękę powiedział:
— Zobaczymy, — cóż to — na Boga — za kuchnię masz Dominiczku.
— Radbym, aby ci odpowiadała. — I Dominik uśmiechnął się ponuro.
Początkowo wszyscy wesoło rozmawiali i gwar