Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kotako wymyć. Nie myśli się wtedy o pacyfizmie, przyszłości Polski czy Hitlerze. Z drugiej strony jednak kiedy po całym dniu jazdy dostaje się takie wygodne łóżeczko, wcale się w nim tak dobrze nie śpi. jest za wygodnie. Lepiej wtedy spać na podłodze, na słomie. Każdy człowiek, który przeszedł niewygody, wie o tem dobrze. Wierciłem się w pachnącej pościeli, słuchałem spod podłogi poczciwej rozmowy księdza i Grzeszczeszyna. Obaj chcą postawić gdzieś tam kościół, jest już na dom Boży trzysta tysięcy milreisów, brakuje jeszcze ze dwieście. Ja się tu wyleguję, a oni męczą się w nocy i omawiają takie cudne kwestje. Przyszło mi do głowy, że nie za tych pięćset tysięcy, lecz z te trzysta, które już są, możnaby postawić jeszcze jedną szkółkę dla dzieci, urządzić boisko sportowe i stworzyć niezłą bibljotekę. Ale taki postawiony kościółek z plebanją zapisuje się zaraz na biskupa, natomiast to, o czem ja tak brudnie rozmyślam w księżem łóżeczku, byłoby własnością stowarzyszenia kolonistów danej miejscowości. Wstydziłbym się!
Zaczynają mi się jawić różne wesołe obrazki w związku z Benjaminem Branco. Jedziemy, daleko widać grupkę ludzi, już są przy nas, krótka rozmowa, strzelanina i najgorsze, co mnie prześladuje, to zaciąganie mojego trupa w zarośla. Do pokoju wpada nagle wściekłe wietrzysko, za oknami dzieje się jakaś atmosferyczna awantura. Wyskakuję z łóżka i biegnę do okna, wychylam się, pakuję głowę w gęstą ciemnię. Ryk wiatru tasuje się z błyskawicami, zaczynają walić pioruny, i obfita, brazylijska burza ryczy nad miasteczkiem. Rzęsisty prysznic siecze z nieba, wszystko się kłębi, piekli i hałasuje. Trwa to ze trzy minuty, potem pyzata gęba księżyca wyłania się nad moją głową, i wszystko w porządku. Cisza. Kładę się. Zasypiam.
Koło szóstej zrana budzę się, siadam i patrzę na przeciwległe łóżko. Śpi tam Grzeszczeszyn, wogóle ma cechy sera francuskiego, jakiegoś „camembert“ albo „brie“. Znów zasypiam i budzę się o siódmej. Łóżko Grzeszczeszyna próżne niema go.