Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie kolejno zaczęli mu dyktować swoje nazwiska i majętności. Tymczasem upał zelżał, ludzie wyszli przed szkołę, młodzi do dziewcząt, starzy posiadali gdzie kto mógł, zaczęły się pogwarki, śmiechy. Gruda miał pracę mozolną; pomagali mu Grzeszczeszyn i Janicki. Wielu nie przyszło, obecni mówili za nich. Zapominali imion, mylili się w ilości inwentarza, jąkali się, obracali czapki w palcach, kłócili się, kpili jedni z drugich, ale z tych wszystkich ludzi emanowała szczerość, solidarność, słowem na podstawie tych kilku godzin spędzonych wśród kolonistów, nabrałem jaknajlepszego o nich pojęcia. Już teraz napewno wiedziałem, że chłop — kolonista, to najszlachetniejszy element polskiego wychodźtwa w Brazylji. Wszystko reszta, cała półinteligencja było to nadgniłe, marne psychicznie tałałajstwo. Obstąpiła mnie grupa gospodarzy, częstowali tytoniem, pytali o Polskę musiałem im opowiadać najrozmaitsze sprawy ich pierwszej ojczyzny. Statystyczna praca Grudy miała się ku końcowi. Ściemniało się, koloniści rozchodzili się do domów, mały, wąsaty, o chytrych oczkach, prosił abyśmy zaszli dziś jeszcze do niego, wymówiliśmy się jednak koniecznością powrotu do Candido. Wyszliśmy z sali, wąsaty zgasił świece, zamknął szkołę, pożegnał nas serdecznie i rozeszliśmy się. W drodze do domu Słonika, uważając w ciemności aby nie wpaść gdzie nie trzeba, rozmyślałem z rzetelną satysfakcją, że widać nie mam zbyt czarnego spojrzenia na ten świat, skoro całe to popołudnie, spędziłem bez nudy i pesymizmu, chociaż nic specjalnie ciekawego w tej szkole się nie działo. W drodze Gruda opowiadał mi jak odnalazł grób podróżnika polskiego, Chrostowskiego. Kości zebrał do kupy i zaznaczył miejsce, gdzie ma stanąć pamiątkowy kamień. Nistąd nizowdą, Grzeszczeszyn wtrącił pochmurnie, że powinien był na zebraniu wygłosić przemówienie, ale czuł się zmęczony, wobec czego, żeby Gruda i Janicki nie mieli mu tego za złe. Nikt mu na to nie odpowiedział, tylko Gruda trącił mnie łokciem w bok. Dziw-