Strona:Zaczarowany królewicz (1935).djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

zaśmiała się szyderczo druga córka — wie, że ojciec przywozi z drogi podarki, chce dostać najlepszy i najcenniejszy...
— Nie dokuczajcie jej, proszę was — wtrącił kupiec — lepiej powiedźcie, co której mam przywieźć?
— Pragnę już oddawna — rzekła macocha, mieć naszyjnik z prawdziwych pereł, z medaljonem brylantami wysadzanym... Ale pamiętaj, że klejnoty te nie mogą być fałszywemi...
— Z największą chęcią przywiozę ci żądany naszyjnik — odrzekł kupiec — co do tego, że będą one prawdziwe, możesz być zupełnie spokojna... nie lubię kupować szkiełek...
— A mnie — przerwała starsza pasierbica — proszę, ojcze, przywieźć jedwabnej materji na suknię. Za miesiąc imieniny królewskie, będzie bal wspaniały muszę być najpiękniej ze