Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
49
Nieboszczyk w kłopotach.

nikowa z Jagusią i starościną. Na obu matronach nie było jakoś widać wielkiego frasunku, — zato Jagusia była blada jak prawdziwa nieboszczka. Twarz jej przedłużyła się, oczy mgłą zaszły. Uklękła przed katafalkiem i w gorącej modlitwie zwróciła wzrok do nieba.
W tych dwóch dniach przeszła lata cierpień i boleści. Wyrzucała sobie, że zabiła lekkomyślnością człowieka i przysięgła Bogu, że kochać go będzie po koniec świata, jeżeli tylko do życia powróci!...
Obiecała, że przy trumnie wyzna mu miłość swoję! Jakże to można w obec ludzi powiedzieć?... Nie, tego nie można, ale Pan Bóg, który wnika w serca ludzi, wie, co się tam dzieje!... Ona w sercu swojem już te słowa kilkakrotnie powtórzyła!... Ale... czy JPan Tymoteusz je usłyszy?...
O. Błażej zaczął śpiewać nad umarłym. Dopomagał mu tubalnym głosem organista. Zdawało się nieboszczykowi, że przy takim śpiewie naprawdę umrzeć może.
Wreszcie skończył się śpiew pogrzebowy, nastąpiły modły za umarłych, a wreszcie poczuł nieboszczyk na czole obfity deszcz zimnej wody!.. To orzeźwiło go nieco, bo już naprawdę umierał.
O. Błażej oddał kropidło organiście i rozpoczął ostatnie przemówienie: