Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
4
Jan Zacharyasiewicz.

ginęły one jednak w tłumie wesołych biesiadników.
A bywały całe lata nieustającej biesiady. Nie wchodzę w to, jaki był właściwie powód do tego. Cieszyć się nie było z czego, przeciwnie, można było, naśladując Jeremiasza, wziąć worek na siebie i jarzmo na kark i wołać: oto tak wszystkim nam będzie! Kajajmy się!
Trudno przypuścić, aby tego worka i tego jarzma w najbliższej przyszłości nie widziano. Każdy wie, że niechybna śmierć czyha na niego, mimoto rad używa życia aż do ostatniej godziny. Taka natura ludzka.
Ludzie doświadczeni i w naukach biegli utrzymują, że człowiek na krótko przed śmiercią zaczyna żyć w nieustającej gorączce, czuje niby zdwojone siły, jakby mu młodość powracała. Przychodzą mu wtedy zachcianki do głowy, jakich pierwej nie znał, i rad puszcza wodze tym zachciankom, chociaż są grzeszne i dla niego nieprzystojne.
Dnie Rzeczypospolitej były już policzone a przeczucie tej katastrofy wytworzyło pewną gorączkę życia i użycia. Starzy i młodzi prześcigali się w rozmaitych wybrykach, jakby w obawie, że im już czasu nie starczy.
Niestety! Czasu nie zabrakło, ale na — pokutę!