Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21
Nieboszczyk w kłopotach.

tami. Miała też klejnoty nie lada. Świeciły się one na chudej szyi, migotały przy długich czerwonych uszach, tryskały ogniem jak ukryte baterye z pomiędzy włosów, misternie utrefionych. Miała dyadem bajecznej wartości, stanowiący nieszpetną fortunkę.
Otóż ten dyadem podbił serce jakiegoś gacha, a szczęśliwa kniahini stanęła u celu swoich najgorętszych pragnień.
Poczciwy litwin zwietrzył, że jakiś grzeszny duch plącze się po jego domu. Strzygł jak zając uszami, wytrzeszczał oczy, rozwierał nozdrza, — ale nic nie widział i nie słyszał, choć go czuł tuż obok siebie. Wreszcie zaczął grozić boćkowskim nahajem magnifice i niewidomemu nieprzyjacielowi; — a gdy ta groźba w jednej części spełniać się zaczęła, nastąpiła katastrofa, o której w całej stolicy od rana do nocy mówiono.
Pewnego poranku znikła kniahini z domu, zabrawszy z sobą klejnoty i niewiadomego kochanka. Czułym listem (jak to uczyniła dniem przedtem starościna JPani Natalia) pożegnała małżonka, znalazłszy tkliwsze od niego serce.
Kniaź nie należał do tych ludzi, którzy się wówczas znali na subtelnych odcieniach różnych afektów. Nie mógł zrozumieć, aby sakramentalnie zaprzysiężona małżonka mogła być bez grzechu „królową serca“ drugiego, —