Strona:Z ziemi chełmskiej (Reymont) 103.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hycle pachną, to i Chełm musi być niedaleko — zauważył[1]
— Popędzajcie! — krzyknąłem, gdyż smród był nie do wytrzymania.
— Jedziemy pod wiatr — tłómaczył flegmatycznie — przecież pod każdem miastem są takie hyclowskie osady, ale żeby tu pozwolili tak przy samej szosie — dziwił się głośno i podcinał konie dla pośpiechu.
Przedostawszy się przez tę zapowietrzoną strefę, skręciliśmy na lewo, w szeroką ulicę, obstawioną małymi, nizkimi domami, nad którymi majaczyły baniaste kopuły. Wkrótce droga zaczęła się zwolna podnosić, i przybywało coraz więcej świateł, że już cała droga roiła się niemi, jakby pokryta mrowiem świętojańskich robaczków.
Chełm był tuż przede mną, plątanina domów ogrodów i cerkwi, osypana błyszczącą rosą świateł, piętrzyła się na tle nieba czarnymi, groźnymi konturami.
Przez parę tygodni z rzędu, a tak złowrogo brzmiała mi w uszach nazwa tego miasta, że wjeżdżałem do niego z uczuciem dziwnego niepokoju i obawy. Są bowiem »złe miasta«, które, jak i źli ludzie, roztaczają dokoła siebie atmosferę niewytłomaczonej trwogi. Takiem »złem miastem« wydał mi się Chełm.

Dlaczego lud w swoich podaniach i wierzeniach zawsze zaludnia szczyty gór dyabłami i czarownicami? Leży w tem jakiś głęboki symbol niezbadanej prawdy. A Chełm rozłożył się na dosyć wyniosłem wzgórzu, panującem nad rozległą okolicą.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki na końcu zdania.