Strona:Z ziemi chełmskiej (Reymont) 086.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyż, a za nim cisnęło się kilkadziesiąt starych bab i wyrostków. Przyklękli na chwilę pod krzyżem, i ktoś zaintonował czystym, donośnym głosem:

Kiedy ranne wstają zorze...

Tłum ruszył i zawtórował pełną piersią, aż pieśń poniosła się nad pola nieobjęte i biła ku wschodzącemu słońcu:

Tobie ziemia, Tobie morze...

Śpiewali po polsku; słyszałem każde słowo, a nie mogłem uwierzyć.
Jechaliśmy tuż za niemi, wolno, bo mój Iwan również zaśpiewał:

Tobie śpiewa żywot wszelki,
Bądź pochwalon, Boże wielki.

— A skąd kompania? — spytałem chłopa, idącego obok mojej bryczki.
— My, panie, z Olszanki — odpowiedział przeciągle, czystą polszczyzną.
— A gdzież to dzisiaj odpust?
— W Jabłeczyńskim monasterze, prażnik świętego Onufrego.
— To kompania prawosławna?
— Prawosławna, panie.
— Prawosławna i śpiewa po polsku? — Nie mogłem się połapać.
— A po jakiemuż mają śpiewać? Przecież po moskalewsku nie poradzą odmówić nawet pacierza — podniósł na mnie zdumione oczy. Ja również patrzyłem w niego, zdziwiony tem niespodzianem wyjaśnieniem.
— Siadajcie, podwiozę was kawałek drogi.