rów, wspomniał o pobycie nad genewskiem jeziorem, o dożywotniej honorowej profesurze w Louzannie. A że widocznie czytał Mickiewicza, mógł wypowiedzieć nadzieję, że skoro się ludy słowiańskie pogodzą i zjednoczą, uznają w nim największego swego poetę. Mówił nawet o federacyi Słowian, złączonych i swobodnych![1]
Kiedy tak opuszczały zwłoki Mickiewicza francuską ziemię, zrodziło się tam poczucie, że jej czegoś zabrakło i że jej jakąś wielką pamiątkę zabrano. „W Montmorency – pisał Alfred Rambaud – leżał on jak w Polsce, boć wielka część mogił cmentarza nosi tam napisy nieczytelne dla człowieka, co się w departamencie Seine-et-Oise urodził. I w pobliżu, w kościele Panny Maryi pod napisami, świadczącemi o tylu polskich i francuskich walkach, śpią owinięte w płaszcz wojskowy poważne kamienne postacie na kamieniu grobowców: Niemcewicz, wielki śpiewak, rycerz owej bitwy, gdzie nie zawołał Kościuszko Finis Poloniae; Kniaziewicz inny bohater tejsamej batalii, bohater naszych kampanii do Włoch, do Niemiec i Rosyi.
„Ileż to zwłok emigrantów polskich chowa ten cmentarz w Montmorency, ileż to przygarnął rozbitków, gnanych i bitych rozlicznemi burzami, wśród zwycięstw, i upadków ojczyzny, wśród tryumfów i klęsk francuskiej armii. Żołnierze legionów polskich za dyrektoryatu, żołnierze legii nadwiślańskiej za Napoleona, żołnierze pułków 1830 roku, żołnierze oddziałów 1863 – kto tam nie leży? A nietylko wojownicy, ale i myśliciele, trybunowie, prawodawcy, ci co zasiadali w radzie powstańczej 1794 r., w sejmie Księstwa Warszawskiego, w sejmie Królestwa Polskiego!
„Czy zwłoki Mickiewicza, które w r. 1855 odbyły podróż z Konstantynopola do Montmorency, a teraz w r. 1890 idą do Krakowa, czy zwłoki te znajdą tam ziemię, bardziej od tej polską? Czy będzie im bardziej swojsko w Polsce, nawet
- ↑ Por. Świat z 15 lipca 1890.