dla nas słowem łączy się insynuacya, że Polacy mają w Austryi niezasłużenie wyjątkowe i uwłaczające innym ludom stanowisko. Szczęściem, pozostały przewidywania gazety czystą dziennikarską obawą, i jeżeli z początku można się było lękać pewnych zbyt osobistych wystąpień, któreby Neue Freie nazwała politycznemi faktami a my tylko niepolitycznemi krokami, to niebawem zwyciężyła, przygniotła wszystkie podobne pokusy osobistość wielkiego poety, którą wszystkich szlachetnych dążeń bronić się zdaje, a żadnym stronnictwom wyzyskiwać się nie da.
Dzienniki przyniosły niebawem wiadomość o odbytej w Montmorency ekshumacyi zwłok, gdzie żaden prawie „zgrzyt żelaza po szkle” harmonii uroczystej nie przerwał. Obawiano się jednak dość powszechnie paryskiego obchodu. Kiedy się udano do Collège de France z zapytaniem, czy zechce w nim wziąć współudział, uczona instytucya wysłała w odpowiedzi najgłośniejszego ze swych członków, jednego z najpierwszych mówców, pierwszego może stylistę Francyi. Było to swoją drogą dla Polski bolesnym i niepokojącym faktem, że nad trumną tego bądź co bądź tak wiernego chrześcianina, nad trumą Mickiewicza, a w tej chwili „on i ojczyzna to jedno, ” miał przemawiać człowiek, mniej daleko znany z pięknych głębokich swych prac naukowych, niż z głośnego skandalem pamfletu zwróconego przeciw samemu bóstwu Chrystusa. Można się było lękać, że pogrzeb najczystszego z ludzi, obłąkanego chwilę i wiodącego bój z tem, co nazywał „urzędowym Kościołem,” stanie się areną krasomówczych przeciw religii popisów. A przytern zachodziła także obawa, że wobec dzisiejszego politycznego położenia, zamieni mówca, na takim wśród Europy świeczniku stojący, polskiego poetę na jakiegoś towiańskiego lirnika, śpiewającego o zgodzie bratnich ludów. Ernest Renan mógł wobec swego stanowiska, wobec rosyjkich sympatyj we Franeyi, zapomnieć o tem, że Mickiewicz nie był Słowianinem, ale Polakiem.
Wszystkie obawy okazały się płonnemi. Wielki uczony