drzwi zwyklej kamienicy. Ale tam łumy, zalegające plac dniem i nocą, bawiły się wesoło a czasem rubasznie; zmarły poeta był pretekstem do demonstracyj dla myślących i rządzących, do spektaklu i festynu dla ludu; — tu było przejęcie w wzruszenie rzetelne i powszechne Tam pod pompą była obojętność, sceptycyzm, sarkazm ze wszystkiego, z Wiktora Hugo, z pogrzebu, z siebie samych. Widok był niezrównany; no z pogrzebu, pośród milionowego tłumu posuwający się wśród wspaniałej dekoracyi Pól Elizejskich orszak stu tysięcy ludzi, i tysięcy wozów z kwiatami: ale wrażenie było przykre, przygniatające. Naprzód, ten pogrzeb bez krzyża, bez księdza, bez modlitwy, jak żeby ten człowiek i poeta był bez duszy — zuchwała demonstracya bezbożności tryumfującej; potem ten karawan, idący prosto ku miejscu, gdzie były Tuillerye, a pozostała po nich ziejąca próżnia w głębi! Ceci tuera cela,[1] mówi Wiktor Hugo o drukowanej książce, i o wierze, która wzniosła kościół Panny Maryi w Paryżu. Ceci a tué cela,[2] myślało się, kiedy trumna tego poety urągała zwalonemu przybytkowi i pomnikowi tylu chwał Francyi. Te dążności, którym on pochlebiał na to, by pochlebiały mu wzajem, zabiły wielkość Francyj i jej stanowisko w świecie. I ludność to czuła instynktem, bo wobec tych zwłok była zimna, ironiczna, sceptyczna. Barbarzyńcę z północy raziło to i gorszyło: ale kiedy odezwał się z tem przed Francuzami, odrzekli mu, ruszając ramionami, że na całym świecie byłoby taksamo.
— A co to, to nie! Jeżeli nam uda się kiedy chować Mickiewicza w Krakowie, przekonacie się, że będzie inaczej!
I było inaczej. Była wiara w wielkość tego, którego składało się do grobu; była prawda w czci i miłości dla niego; była powaga w postawach, a wzruszenie w duszach.
Płynie orszak żałobny wzdłuż Kleparza — tąsamą drogą szedł pogrzeb Kościuszki, dawniej pogrzeby królów! — zakręca się na prawo od Bramy Floryańskiej, zagłębia się w ulicę Sławkowską, jeszcze chwilę, a rozbije się w rynku. Choć dwie orkiestry znajdują się wśród pochodu, odstęp tak znaczny je dzieli, że niezwykła cisza panuje wśród pogrzebowej fali. Wietrzyk przeciwny odsuwa i oddała nawet dźwięki rozkołysanych dzwonów licznych krakowskich świątyń, i to uciszenie nadaje świetnemu orszakowi jakby zaczarowaną