różnokształtne. Nieszczęśliwe, choć nieuniknione trybuny dla widzów, jedynie szpeciły drogę, którą miał posuwać się pogrzebowy orszak — zwłaszcza widok rynku krakowskiego, jednego z piękniejszych placów na świecie. Świąteczność zaznaczyła się wszędzie, w ozdobie domów, w ruchu ulicznym, drgała poniekad w powietrzu samem, a grała niezawodnie w duszach prawdziwych mistrza czcicieli. Nareszcie zaświtał dzień, na uroczystość naznaczony, piękny jak owo święto z Pana Tadeusza, którego opis we wszystkich tkwi pamięciach: „Pogoda była prześliczna, czas ranny, niebo czyste....” Odświętnie przybrane tłumy spieszyły ku warszawskiej rogatce, szykowały się wzdłuż drogi, naznaczonej na przejście pochodu żałobnego. Pisma codzienne szczegółowo podały opisy porządku orszaku, powtórzyły mowy, przytoczyły napisy, wymieniły wieńce, szarfy, deputacye. Nie pokusimy się o wznowienie owych szczegółów, chwytając zaledwie ogólniejsze rysy tego wspaniałego obrzędu, któremu przewodniczyło trzech książąt Kościoła: kardynał książę-biskup krakowski Dunajewski, arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego X. Morawski i arcybiskup ormiański X. Isakowicz, tudzież około pięciuset kapłanów zakonnych i świeckich, a w którym uczestniczyły wszystkie nasze instytucye i korporacye, wszystkie klasy społeczne, wszystko, co kraj ma wybitniejszego, świetniejszego, lepszego. Czy mamy przyjąć cyfrę ośmiu tysięcy osób kroczących w samym pogrzebowym orszaku, z wyłączeniem ciekawych i wzruszonych tłumów? możnaby zaiste bez przesady, ową liczbę przypuścić, zważywszy, iż czoło pochodu już wchodziło na rynek, gdy tymczasem rydwan z drogiemi szczątkami dopiero od stacyj kolejowej wyruszał.
Nie brakło chwil, potęgujących wzruszenie w tym dniu, w rzewne wrażenia bogatym. Najbardziej może przejmującą była ta, kiedy w skromnych drzwiach małego domu ukazała się niesiona od kolei trumna. Młodsze pokolenia, które Mickiewicza nigdy nie znały, wstrząsły się wrażeniem tego pierwszego, bezpośredniego z nim zbliżenia. Karawan był wspaniały i malowniczy, a między tą skromną, ołowianą trumną, a okazałością zgotowanego dla niej rydwanu był kontrast taki, jak między biednem życiem poety, a wielkością jego wpływu i sławy. Za trumną postępowała rodzina, przybyła z nad Sekwany
Strona:Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku.pdf/29
Wygląd
Ta strona została przepisana.