Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 398.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i srebra, a na czole czuł muskanie pióropusza zwieszającego się z rycerskiego hełmu.
Uśmiechnął się dziwnie, podniósł ręce i powoli zdjął z głowy pozłocisty hełm z pióropuszem. Postawił go na stole i wpatrzył się weń gorejącemi oczami, z których po chwili stoczyły się na blade policzki duże łzy.
— Żegnaj silny Samsonie! Mężu wielki, któryś mnie nauczył, że są na świecie bohaterskie czyny, wielkie miłości, piękne Dalile i... mali, słabi Szymszele!
Dowiedział się, że nigdy nie był wielkim, ani mądrym, ani szczęśliwym... i załamał ręce tak gwałtownie, że aż kości zatrzeszczały w stawach, a potem założył je sobie na szyję i rozpinać począł naszyjnik z rubinów, szmaragdów i srebra. Rozpiął go, zdjął i w obu rękach trzymał przed sobą, a zza tej sieci błyszczących sznurów błyskały czarne źrenice nabrzmiewające znowu wielkiemi łzami.
— Żegnaj silny Samsonie, mężu wielki!...
Wtem ręce trzymające naszyjnik opadły mu na kolana. Ujrzał przed sobą widok, o którym nie wiedział zrazu, co oznacza. Naprzeciw niego mroczna głębina izby usiana była sześciu parami żywo połyskujących punkcików. Punkciki te były oczami ludzkiemi i połyskiwały z różnej wysokości i w różnej od siebie odległości, ale ludzkie postaci, do których one należały, kryły się w cieniu.
Wszystkie te sześć par oczu wyrażały podziw, zachwyt, radosne zdumienie. W chwili, gdy opuścił na kolana ręce z naszyjnikiem, punkciki te czarne, błękitne, szare, lecz wszystkie rozpalone błyszczącą iskrą, poczęły posuwać się ku niemu, w górze zaś, najwyżej, dojrzał jeszcze dwa inne światełka złote, podobne do dukatów, a z miejsca, w którem świeciły, wychodziło głośne mruczenie.
Był to kot bury, który siedział w otworze pieca, patrzył na pana domu i mruczał. Poniżej znajdowała się cała gromadka ro-