Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 385.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widać, że radość wielka napełnia mu pierś, która podnosi się szerokim, silnym oddechem i z której też wybucha po chwili pieśń chluby i wesela.
Głos jego jest pięknym, szerokim i dość wyrobionym tenorem.
Pomimo niezupełnie doskonałych warunków akustyki, dźwięki tego głosu napełniają salę od krańca do krańca, a tak są przejmujące i czyste, tak pełnym, wezbranym płyną strumieniem, że nawet wyższe sfery słuchają ich z przyjemnością, a co się tyczy sfer zwyczajnych, utopionych w mroku, te, po opadnięciu zasłony, wybuchają tak wielkim zapałem, iż Josiel-reżyser długo i mozolnie pracować musi nad jakiem takiem uregulowaniem tego publicznego ruchu, grożącego doszczętnem zniszczeniem wszelkich prawideł porządku.
Odsłona druga nie wiele się różni od pierwszej co do treści, ale forma, w jakiej się objawia, jest wcale inną.
Spostrzegamy niwę zarosłą zbożem.
Jest tam conajmniej pięćdziesiąt ździebeł słomy, stojącej w postawie prostej i w przyzwoitej od siebie odległości.
Nad zbożem stoi Samson i śpiewa.
Ze śpiewu tego dowiadujemy się, że niwy te są filistyńskie, a on zniszczyć je zamierza. Jakoż, zaledwie skończył śpiewanie aryi, nabrzmiałej srogą ku filistynom nienawiścią, wśród zboża z szybkością błyskawicy przebiegać zaczęły rude lisy (tym razem nie tylko już Mowsza, ale i zausznik jego Icko i jeden z szeregowców pociągali pewne, im tylko wiadome sznury).
Za lisami zaś tuż zabłysły ogniki sine i purpurowe, które paliły się dość długo, aż zgasły i napełniły tak scenę, jak salę całą, gęstym dymem i silnym zapachem siarki.
Sfery wyższe, siedzące bliżej owego pożaru i ulatującego zeń dymu siarczanego, nie dały tym razem żadnego oklasku, bo zakrztusiły się silnie i na długo, lecz w mrokach panowała radość