Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 337.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie usiłowali kleić, malować, łatać, a co nieustannie, uporczywie i jakby z woli samych murów nasuwało się oczom. Podobne były te wydrążone bryły kamienne do starców, którym podają leki, a oni je odrzucają, przeświadczeni o konieczności śmierci i stęsknieni do niej. Słońce się z nich śmiało, a one wołały do niego: »Więc proś, niech nas rozwalą, o proś!«
Gdy wieczór spowijał starą dzielnicę mgłami, a księżyc nad morzem ich płynąc, urabiał ze spowiniętych w nie budowli mgliste również i olbrzymie postacie, wtedy, choć cichem zawsze, lecz przenikliwszem jeszcze i bardziej wzruszającem było wołanie murów. Zdawało się, że zaklinają one kogoś, by ich nie budził, nie kazał im żyć i nie przywoływał słońca, by światła pogasił, a gwary życia stłumił. Wołały, że to nie mgły je pieszczą i tulą, lecz przyjazne tchnienia tych, którzy ich miłowali dawniej, że to przeszłość wraca i do snu ich kołysze, że one są już tylko widmem, skąpanem we mgle i cichości grobu.
Takie echa w starej dzielnicy płoszyły wieczorną porą przechodniów, którzy wyklinali, że ulice są ciemne, bruki na nich złe, a domy dokoła — podobne do zbójeckich kryjówek.
Lecz świt powracał, otwierając upust gwarom i ruchliwości ludzkiej, a mury półsenne z niechęcią przyglądały się znów nigdy niemilknącej i ruchliwej wiecznie fali życia i, stojąc nad nią a rozmyślając po starczemu, że była ona dawniej głęboka, głęboka i czysta, a dziś jest płytka, płytka i mętna, odsłaniały piętna swej starości, milcząco prosząc: na co my, rozwalcie nas!
Między przestarzałemi dzielnicy tej dziećmi, kamieniczka Netela była zgrzybiałą babką. Nie nosiła żadnych ozdób, była żółta, nizka, szczupła. Wątłe jej ściany trzymały się prosto dlatego tylko, że je ściskały budowle wprawdzie nie nowe, lecz potężne grubością murów. Dla ludzi, którzy nie patrzyli na nią złem i niechętnem okiem, kamienna ta staruszka wzruszającą się wydawała