Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 336.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Można ją nazwać rodziną, ale dodać należy, że jest to wygasająca rodzina istot przestarzałych i bardzo odmiennych od pokoleń nowych. Wszyscy tu są poważni i skromni. Ich wnętrza odstraszają dzisiejszych mieszkańców mrokiem i chłodem długich, sklepionych sieni, brukowanych w dole, wązkimi i spadzistymi schodami, obfitością ganków, oplatających piętra lub zawieszonych nad ciemnymi i ciasnymi dziedzińcami, jak mostki spozierające w przepaść. W załomach murów, pod arkadami w sieni, nad odrzwiami, we framugach okien, w łukowych niszach po bokach korytarzy, błąkają się okaleczone, zatarte coraz to nowemi warstwami pobiały wapiennej, ornamentacye i spłowiałe malowidła. Pierwsze uderzają prostotą lub pomysłem, zawikłanym dziecinną jakąś fantazyą, drugie uzmysłowiają marzenia współdziecinne, czyste i naiwne. Lecz te okruchy czyichś myśli i uczuć, te echa pogrzebanego już życia, wydają się dziś ludziom jakby niejasne i cudaczne, lub wioną na nich trwogą i zyskują życzenia, by je zniszczono.
Dlatego to, z murów tych, jeśli przyjrzeć się im uważnie, przeziera rozżalenie jakieś, starcze a głębokie, płynące z poczucia tego, że nikt ich już nie lubi, wielu się nimi brzydzi, a nikomu nie upływa w nich życie tak zacisznie, spokojnie lub wesoło, jak upływało tym, którzy, nie lękając się ciszy sklepień, rozpościerali je nad swą myślą czystą, niezmąconą. Taką wydawała się ona murom starym, gdy budziły w sobie zamarłe echa i opłakiwały przeszłość w milczeniu, smutku i pochyleniu starości. Roztęsknienie w nich czuć było wtedy do spoczynku i grobu, jaki zyskało życie, które wypełniało ją dawniej, i czuć było chęć usunięcia się z przed oczu tych, którzy widzieli w nich skrzydła tylko, starości widma, coraz mniej użyteczne rudery.
Te żale, tęsknoty i chęci wymownemi były w dzień, kiedy słońce ze śmiechem wyciągało na jaw wszystkie uszkodzenia, załamania, obnażenia cegieł z pod tynku, pęknięcia — wszystko, co