Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 316.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jadwiga około żydowskich łapserdaków rączki swoje brudziła! Co nadto, tego już, słowo honorowego człowieka, i świnie nie jedzą!
— Ale Jadwisia, komendzie brata gimnazyasty posłuszna, dla innych zuchwały języczek w rumianej buzi miała.
— Niech pan Tomkiewicz o moje ręce nie dba! Jak je zabrudzę, to i umyję, a wody u pana nie poproszę.
— Cóż to macie w tej torbie? czy po jałmużnie chodzicie? — szeroko usta otwierając, głosem przewlekłym zapytała matka rodziny.
Gedali przecząco wstrząsnął głową.
— Ja nie żebrak...
— A cóż tam jest w tej torbie?
— Ja kramarz... po dworach i okolicach szlacheckich, nu i po wsiach chłopskich chodzę i towar sprzedaję.
— Jednakowoż — z zamyśleniem zaczął Korejba — jak ty mogłeś tak zbiednieć Gdalku? Toż ja pamiętam, że żonka twoja trzymała w Wołpie kramę z solą, żelaztwem i różnymi drobiazgami, a ty domek własny tam miałeś i furmaniłeś. Pamiętam, ho! pamiętam ja te czasy, kiedym jeszcze w łapciach, panie dobrodzieju, do Wołpy przyjeżdżał i do was zachodził. U żonki twojej kupowałem, co mi było potrzeba; roztropna była i przystojna żydowica, ta twoja Merka — a twoją bryką raz do strzecznego (stryjecznego) brata aż za Słonim jeździłem. Cóż to takiego stało się z tobą?
Gedali stał teraz prosto, o gzems komina oparty, zupełnie prawie już pewny, że mu się tu nic złego nie stanie. Na pytanie Korejby odpowiedział:
— Co? Ot co... Pan Bóg dopuścił. Mój dom w Wołpie spalił się.
— Szkoda! szkoda! — z widocznem współczuciem rzekł Korejba.
— I dobrze! — krzyknął Tomkiewicz. — Zjadał wilk, zjedli wilka! Albo to oni mało budynków ludzkich podpalili! W Krzewnie tej wiosny podwał wódczany podpalili, a w Pawłówce karczmę.
Cicho i zlekka ramionami wzruszając, Gedali odpowiedział: