Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 310.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A czy panna Jadwiga wie, że złość piękności szkodzi...
— To niech się pan Tomkiewicz nigdy nie gniewa, boby zeszpetniał...
— Czy to ja mam sobie w ten sposób zrozumieć, że w oczach pani jestem teraz pięknym!...
Wszyscy obecni zajadając śmieli się i tylko Janek, na koncepty siostry i Tomkiewicza wcale nie zważając, ani na chwilę nie przestawał opowiadać o swem dzisiejszem polowaniu. Dźwięczny, cienki, wpółdziecinny jeszcze głos jego nieustannie górował nad wszystkimi innymi głosami. Jadł, giestykulował i gadał. Najwięcej mowę swą zwracał do ojca, którego policzki wydęte były od pożeranych kartofli, a oczy błyszczały od gorąca i zadowolenia.
— Patrzę ja, tatku!... Trezor stoi... waruj! — krzyczę. — Stoi jak mur! Fuzyę do oka... idę... Pójdź dalej! — mówię. — Trezor idzie dalej! pójdź dalej! dubelt foor! pif, paf, upadł...
Trezor, słysząc swe imię, biegał dokoła stołu, radośnie skomląc; dano ma talerz kwaśnego mleka.
— Cha, cha, cha, cha! — na całą izbę śmiał się Korejba — jak ta błaznota do wszystkiego staje! I do książki, i do fuzyjki... Tylko mi się nie postrzel, smarkaczu...
W tej chwili otworzyły się drzwi od sieni i, ręką czyjąś popchnięty, do izby wpadł człowiek w długiej, podartej odzieży, w obuwiu białem od pyłu, z tłómokiem na plecach, z kijem i czapką w ręku. Popchnięto go tak silnie, czy też sam był tak słabym, że od progu zatoczył się jak pijany i stanął dopiero wtedy, gdy dłonią oparł się o ścianę; stanął pomiędzy drzwiami a kominem, w cieniu nieco i, zgarbiony pod swym ciężarem, głowę na złote światło ognia wysunął.
Ta postać chuda, łachmanami okryta, chyląca się w nizkim ukłonie, z ciężarem na plecach, kijem w ręku, włosami rozrzuconymi i twarzą sterczącą szczękowemi kośćmi a obleczoną skórą,