Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 275.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia horyzontu, łuną zachodnią zaróżowiona, zlewała się z niebem, na które padał mleczny odblask śniegu.
Pozwalało mi to zapominać o dojmującem zimnie, o szpilkowych ukłóciach mrozu, o tem, że jeszcze połowa drogi nie przebyta, a konie zwalniają wciąż biegu...
Tymczasem alkohol robił swoje.
Mieszczanin, milczący dotąd jak ryba, rozgadał się nagle i plótł trzy po trzy o swej żonie, o »fajerkasie«, o »żydach odszczepieńcach«, o »kwaterunkowem«, o prosięciu, które zagryzł pies komisarski. Zakończył głośnem śpiewaniem pieśni adwentowej.
Dzierżawca skulił się, uszu opuścił. Do jego właściwości należało widocznie to, co Francuzi le vin triste nazywają. W urywanych, melancholii pełnych zdaniach, uskarżał się na »psie czasy«, na »podłe ceny«, na »straszny ucisk obywatelstwa«, na »pijawki żydowskie«...
Farmaceuta stał się jeszcze gadatliwszy.
— Ja na miejscu pana dobrodzieja — dowodził rolnikowi — hodowałbym tylko barany. Z baranów największy profit. Profesor Hans Peter Piperment z Dyseldorfu dowiódł, że baran, byle miał kawałek soli do lizania i dużo wody do picia, niczego więcej nie potrzebuje. A teraz policz pan dobrodziej korzyści. Strzygę barana — i mam wełnę, z wełny kort, z kortu ubranie dla siebie i dla dzieci. Ściągam z niego skórę razem z wełną — i mam pyszności futerko, takie, jak to oto, które mi krewniak przysłał na drogę. Doję go...
— Barana? — zadziwił się szlachcic, wytrzeszczając okrągłe oczy.
— Barana czy jego żonę, to w gruncie rzeczy wszystko jedno. Doję go zatem i mam mleko, a z mleka serki wyśmienite. Zarzynam wreszcie poczciwe stworzenie — wówczas opływam we wszystko. O baranich kotletach, o combrze baranim, mówić panu dobrodziejowi nie potrzebuję. Nasz sławny ksiądz Skarga pięknie o tem się