Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 258.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razem twarzy znędzniałej, tchnącej jakąś szczerą otwartością i przyjaźnią, nie sprawiło na mnie w tej chwili złego wrażenia.
— Powiedzże mi, skąd jesteś, jak się nazywasz, co tu porabiasz i czego chcesz się dowiedzieć odemnie?
— Jestem, proszę pana, Srul z Lubartowa, może pan dobrodziej wie, to zara kiele Lublina; nu, bo u nas wszyscy myślą, że to tak bardzo daleko, dawniej i ja tak myślałem, ale teraz, dodał z przyciskiem, to my wiemy, że Lubartów od Lublina bardzo blizko, zara kiele niego.
— A dawno tu jesteś?
— Bardzo dawno, trzy lata bez mała.
— To jeszcze nie tak dawno przecie, są tacy, co po 20 lat przeszło tu mieszkają, a w drodze spotkałem staruszka z Wilna, co blisko 50 lat tu mieszka; ci rzeczywiście są dawno. Ale żyd mnie ofuknął:
— Jak oni, to ja nie wiem, ja wiem, że jestem tu bardzo dawno.
— Zapewne sam tylko jesteś, jeżeli ci czas tak długim się wydaje?
— I z żonem i z dzieckiem — z córkiem; miałem czworo dzieci, kiedy tu szedłem, ale to podróż taka, niech Bóg zachowa, szliśmy rok cały: pan wie, co to etapy?... Troje dzieci odrazu mi umarło, w jednym tygodniu, to jakby odrazu. Troje dzieci?! Łatwo powiedzieć... nawet pochować nie było gdzie, bo cmentarza naszego tam niema... Ja husyt jestem, dodał ciszej, pan wie, co to znaczy... zakonu pilnuję... i Bóg mnie tak karze...
I umilkł wzruszony.
— Mój kochany, w takiem położeniu trudno już o tem myśleć, wszystko to jedno przecie, ziemia boża wszędzie — starałem się go choć czemkolwiek pocieszyć, ale żyd skoczył jak oparzony.