Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 218.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili w oczach chorego znowu zatliło się życie. Ale tylko już w oczach; twarz ciemniała i stygła. Życie wygnane z całego organizmu ześrodkowało się w spojrzeniu i miało jakąś olbrzymią, ostatnią moc.
— Tate — zaszeptał, wpierając w ojca ten wzrok palący i nieruchomy — tate, dlaczego Izaak miał ginąć?
Chaim pod mocą tego spojrzenia tchnąć nie śmiał.
— Ofiara — głos naginając, wyjąkał.
— Ofiara? Po co ta ofiara? Po co na ofiarę dawać dzieci? Czy ich nie szkoda? — badał syn, nie zdejmując zeń oczu.
A gdy ojciec milczał, on uniósł się nagle z posłania, ręce wyciągnął ku oknu i wychylając głowę, pełną wzburzonych kędziorów, zawołał ku jakimś niewidzialnym istotom:
— Po co wam ta ofiara? Nie bierzcie mnie, nie bierzcie!
Nagle struga chłodnego powietrza, od uchylonych drzwi idąca, owiała jego wpół nagą pierś. Chwycił w usta powietrza raz, drugi, zachłysnął się, drgnął przewróconemi białkami i zsiniały, ściśnięty w sobie, opadł na poduszki.
Chaim rzucił się ku niemu.
— Lejzerke, Lejzerke! — wołał rozpacznie, układając go, otulając, rzeźwiąc wodą i resztkami lekarstwa.
Długa jednak chwila upłynęła, zanim chory resztkami płuc potrafił uchwycić powietrza.
— Nie mów ty już nic, leż spokojnie — błagał ojciec.
Chory leżał już spokojnie i nie mówił nic. Ogromny wysiłek zabrał mu sił ostatki; leżał bezwładny z przysłoniętemi oczami, z rękami nieruchomo wzdłuż ciała spoczywającemi, z głową nizko na piersi spuszczoną i stawał się już bryłą ziemi, lampą, z której ostatni płomień ostatnią kroplę ssał. Gdyby nie ruch piersi i głucha w nim gra, zdawaćby się mogło, że zastygł. A Chaim wciąż siedział na krawędzi łóżka; siwą głowę pochylił nizko, złożywszy ją