Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 210.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dokoła i nagle okropne przypuszczenie błyskawicą mózg mu przebiegło.
— Lejzerke! — jęknął i rzucił się ku zapieckowi.
W półmroku leżał tam, jak legł wczoraj, jego pierworodny. Nie zmienił nawet postawy. Długie, wyciągnięte ciało, jak kłos użęty, spoczywało bezwładnie na kupie łachmanów; pełna czarnych punktów głowa zapadła głęboko w brudną poduszkę i błade rysy niknęły wśród tej podwójnej osłony: włosów i posłania. Chaim nizko pochylił się nad nim; cienka struga krwi sączyła się z ust chłopaka i spłynąwszy z posłania, utworzyła małą kałużę na zabłoconej podłodze, tuż przy nogach ojca. Cichy, głuchy jęk uleciał z piersi Chaima. Ostrożnie, lecz z siłą, jednem wytężeniem ramion podniósł chłopca z posłania; ręce jego i nogi zwisały bezwładnie, głowa z przymkniętemi powiekami, z strasznie otwartemi ustami, pełnemi krwi zaskrzepłej, spuściła się po przez ramię ojca. Uniósł go tak Chaim i położył na łóżku. Małka z rykiem rzuciła się ku dziecku; wyciągniętem ramieniem Chaim zabronił jej padnięcia na syna.
— Wody! — wymówił ochrypłym głosem, ale tak nakazująco, że kobieta bezwiednie rzuciła się do wypełnienia rozkazu.
Po długich chwilach oblewania, cucenia, ocierania, udało się Chaimowi uciekające życie rozbudzić w piersi syna. Małe serce uderzyło głośniej, parę głębokich westchnień poruszyło suchą pierś i zwolna, ciężko podniosły się wreszcie powieki.
W chacie tymczasem stało się ludno od przybyłych z całego dziedzińca na krzyk Małki sąsiadów. Były to wszystko kędzierzawe głowy, niemyte twarze, od warsztatu, od handlu, od rondli lub balii odbiegłe; wszyscy cisnęli się do łóżka chorego. Drzwi stały otworem i z sieni kłębiła się para chłodnego, świeżego powietrza.
— Czy doktór nie przejeżdżał jeszcze? — spytał Chaim pierwszego bliżej stojącego człowieka.