Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 207.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

utkwione były w robotę, spuszczone powieki nie zdradzały tajemnic ich głębi, blade światło nie rozjaśniło nizko pochylonej twarzy. Czyżby ojcowskie serce tak zastygło, tak zaparło się swej cząstki najdroższej, tej cząstki milszej i świętszej, niż własne »ja«? Lecz czegóż żyd nie poświęci dla grosza!
Gwiazdy zaczęły już blednąć w pierwszych blaskach dnia lutowego. Robota była na ukończeniu, parę godzin wspólnej pracy i wszystko będzie gotowe. Ale Lejzorek składa na stół niedokończone falbanki, zdejmuje naparstek i kładzie igłę.
— Tate, ja spać pójdę — mówi głosem tak cichym, a przytem tak chrypliwym, że zdaje się być raczej chrzęstem trzciny wodnej, wiatrem poruszanej. Wstał, opierając się o stół obiema cienkiemi i długiemi rękami, postał tak parę chwil, jakby zbierał siły, potem powoli, chwiejąc się w obie strony wysmukłą postacią, posunął się ku zapieckowi. Teraz dopiero podniosły się oczy Chaima i w ślad za synem pobiegły — szeroko otwarte, od pracy zaczerwienione, łzą zaciągnięte, wielkie, smutne. Zdawało się, że zastygł w tem spojrzeniu, tak mu ręka z wyciągniętą nitką zawisła w powietrzu, tak cały zamarł z pochyloną głową, z wpółotwartemi ustami. Chwil kilka łowił uchem dolatujący go z zapiecka szelest; słyszał, jak syn zdjął ubranie, jak ułożył się, jak kaszlnął parę razy, wreszcie westchnął cichutko i — wszystko ucichło. Wielkie westchnienie podniosło piersi Chaima, parę razy w lewo i w prawo poruszył się wahadłowo i przeciągłym szeptem, raczej jękiem, wyrzucił: Boże, Boże!...
Poczem znowu pochylił się nad robotą i z większym jeszcze, niż uprzednio, pośpiechem szyć zaczął. Na dziewiątą wspaniała, wizytowa suknia pani aptekarzowej była już ukończona i tym razem z obu zachwycająco systematycznymi bokami. Chaim mimowoli zapatrzył się na tę robotę, takie to gładkie było, piękne, szykowne. Gwoli większego swego tryumfu i ostatecznej pewności, postano-