Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 205.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaszlu do chorej piersi Lejzora. Na odgłos ten kudłata głowa Małki podniosła się z głębi wysokich poduszek i czarne, w wielkich białkach osadzone źrenice zatrzymały się na szkarłatnej z wysiłku twarzy syna.
— Spać idź zaraz! słyszysz, spać w tej chwili! — wykrzyknęła ze zwykłym sobie impetem.
I w tej samej chwili równie gwałtownie zwróciła się do męża. Widok odniesionego napowrót zawiniątka powiedział jej wszystko.
Przyniósł znowu! Źle więc zrobił, znowu poprawiać będzie, znowu nie dostał pieniędzy! Niedołęga, czy on co kiedy potrafi! Głodem tylko umie morzyć ich wszystkich, ją i te dzieci, i tego nieszczęśliwego Lejzorka!
Chaim w milczeniu krzątał się po izbie, szukając nafty dla dolania do wygasłej lampy. Zapaliwszy, postawił na stole i zwrócił się do Lejzorka, który w ubraniu, jak przyszedł, usunął się na stołek i dotąd jeszcze uporać się nie mógł z kaszlem. Parę sekund popatrzył na syna badawczo, poczem zaczerpnął wody z kubełka i podał mu ją.
Spieczone usta chłopaka z chciwością przylgnęły do napoju: bez oddechu wysączył go do ostatniej kropli. Skończywszy, podniósł na ojca krwią jeszcze nabiegłe oczy.
Chaim położył rękę na głowie syna i spojrzał mu w twarz, drgającą jeszcze od resztek kaszlu. Krótkie to było spojrzenie, ale głębokie — jak boleść rozbitego serca. W ponurym jego ogniu naprężał się i wołał cały ból ojcowskiego serca, streszczający się w jednym wykrzyku: moje dziecko! Smutne oczy chłopca zdawały się rozumieć to nieme wołanie; zdjął rękę ojca ze swej głowy i do ust ją przycisnął.
— Idź spać — rzekł ojciec.
— A robota?
— Sam ją dokończę.