Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 169.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widok starej kobiety, gdy w wielkich okularach, których brzegi zachodzą do połowy pomarszczonego czoła, i w żółtej chustce, ściśle oblepiającej głowę, siedzi na nizkim stołku, przy świetle lampki z długim kominem, ciemnemi rękoma przykrawuje, przymierza, zszywa spłowiałe łachmany. Czyniąc to z nadzwyczajnem wytężeniem myśli i wzroku, od chwili do chwili pomrukuje półgłosem. Mówić do siebie jest jej stałym zwyczajem. »Kto tam teraz mieszka« szepce czasem. Myśli wtedy o małej, brudnej karczemce, w której urodziła się i wychowała.
— Aj! aj! jakie one były piękne!...
Wspomnienie to o starych drzewach dworskiego ogrodu, pod których cieniem przechadzała się kiedyś, dzieckiem i dziewczęciem będąc.
Czasem uśmiecha się i głową wstrząsa z rodzajem żartobliwej pogróżki. Przed wzrokiem jej przepłynęły z srebrnem dzwonieniem fale strumienia i zamigotały czarnemi oczyma wpatrzonej w nie dziewczyny.
Innym jednak razem wzdycha ciężko.
— Kiedy on umarł — mówi — to on bielszy zrobił się, niż ta mąka, którą zawsze nosił na sobie! On młodo umarł. Wory ciężkie na wóz kładł przez całe życie... zmęczył się bardzo i... poszedł sobie...
Potem dodaje:
— Panie świata! połącz duszę jego z duszami Abrahama, Izaaka i Jakóba, i wszystkich miłych Tobie!
A czasem mówi:
— Człowiek podobny jest tchnieniu! dni jego znikają jak cień!
Wtedy myśli o młodej córce swojej, matce Chaimka, o róży, którą z ziemi zwiała śmierć...
Bywają jednak chwile, w których z ręki Chaity wypada gruba igła; ściska ona pięść z wielkim gniewem, oczy jej z za okularów gniewnie pałają.