Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 166.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasłuchane twarze; w ciemnej sionce matka wzdychała głośno, a ojciec, z rudą brodą i okiem posępnem modlił się w izbie przed oknem, coraz głośniej, coraz żarliwiej, coraz jękliwszemi i śpieszniejszemi zawodzeniami...
Wraz z pierwszem wstąpieniem na bruk miejski, rozstała się z tem wszystkiem Chaita, a może i z czemś więcej jeszcze... Może kiedyś, w upalny dzień letni, srebrne fale strumienia, nad któremi kołysała się, u gałęzi brzozy płaczącej zwieszona, ukazały ognistym jej oczom urodziwego młodzieńca, z miękką dłonią, czołem jaśniejącem mądrością tych wielkich, starych mistrzów Izraela, o których słyszała, jak nieraz ojciec jej opowiadał jej braciom... Być może... wszak nie koniecznie trzeba być królewną, aby marzyć o szczęściu...
Szczęście! Quel animal est-ça? mogła-by dziś, gdyby umiała po francusku, zapytać Chaita. Ale ona nie umie po francusku, w rodzinnym więc tylko, bardzo brzydkim, żargonie, codziennie z rana stając u okna mieszkania swego, zaczyna pacierz swój od wyrazów: »Panie świata! dziękuję Ci, żeś stworzył mię tak, jak była wola Twoja!«
Miasto porwało ją — jak atom drobny wpadła w aglomerat tysięcy innych atomów i wraz z nimi pociągniętą została w wir nieubłagany, śród którego stopy stopom zazdroszczą każdej piędzi zdobytego gruntu, piersi piersiom odkradać usiłują każdą odrobinę powietrza, usta ustom wydzierają każdą okruchę pożywienia, czoła goreją od znoju, serca twardnieją i więdną od widoku twardych kamieni i uwiędłych twarzy, nad któremi nie brzmią i nie przelatują żadne kojące, choćby nawet nierozumiane, głosy, widoki, pieszczoty swobodnej, świeżej przyrody...
Co tu czynić, ażeby źyć; mężowi, którego obrazu nie ukazywały jej wprawdzie srebrne fale strumienia, w ciężkiej pracy dopomódz; dzieci, które ją otaczały coraz liczniejszem gronem, wyżywić,