Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 130.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobre rzeczy — dyabeł (wiesz pan, taki paskudnik!) chce te dobre rzeczy od człowieka odebrać, chce mu wydrzeć, chce go całkiem zniszczyć. W każdym interesie lubi brzydki figiel zrobić. On starym ludziom dokucza, a dzieci! Żeby mógł, toby wszystkie (nie w złą godzinę powiedziawszy) pozjadał. To cały gałgan jest i przez niego nasze dzieci muszą do szkoły chodzić...
— Przez niego?
— Właśnie tak. Widzisz pan: taki mały żydowski chłopaczek, zanim przyjdzie na świat, to już jest mądry, uczony w piśmie, jak cały rabin. On Torę zna, on Gemorę zna, on całe pismo zna! — ale co z tego?! Zaledwie na świat przyjdzie, dyabeł czeka na niego i daje mu, na pierwsze przywitanie prztyczka w nos! Nie wierzysz pan?! to proszę zobaczyć, że każdy człowiek, w tem miejscu, gdzie mu dyabeł prztyczka dał — ma dołek.
— Ale cóż ztąd?
— Jakto co? Nie wiesz pan co? Takie dziecko to przecież delikatne jest, ono się boi. Jak zobaczy tego paskudnika, to krzyknie, a jak dostanie od niego prztyczek, to się tak zestraszy, tak przelęknie, że wszystko co tylko umiało, czego się od anioła nauczyło — odrazu zapomni! W tem cała sztuka jest! Żeby nie on, żeby nie ten gałgan, to nietrzebaby było dzieci uczyć — wszystkie odrazu byłyby bardzo mądre. Pan się śmieje, pan nie wierzy, że to prawda jest. Ja wiem... państwo macie swoje zabobony. Może pan powiesz, że dyabła nie ma? Oj! żebym ja tak nieszczęścia więcej nie widział — jak ja go sam widziałem na moje własne oczy! Niewiadomo zkąd wlazł do izby.
— A jak wyglądał?
— Niech on zginie! niech jego moje oczy nie widzą! On wyglądał całkiem jak czarny kot! Tfy! tfy! Nie śmiej się pan, bo broń Boże, może się zrobić nieszczęście!
— Ja się też nie śmieję — ale odeszliśmy od przedmiotu.