Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 088.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na płaskiej wyniosłości, w znacznej odległości od położonego w dołach miasteczka, znajdował się sadek owocowy na klinku ziemi, zawartym pomiędzy zbiegającemi się drogami i zygzakowatą linią stromego urwiska. Urwisko to niegdyś przedstawiało ledwie łagodny spadek, porośnięty krzakami i bujną trawą, ale skoro wykryto w nim dobrą, tłustą glinę i kamień użyteczny, spustoszone zostało zupełnie.
Nagie zbocze, pełne dziur, jam, jaskiń smutnych, jakby czeluści wyłupionych oczu, przedstawiało obecnie sypkie rumowisko okruchów wapniaka, co nakształt ostrych strumyków zdawały się ściekać do złomów głazów, spoczywających na dnie. Z tej strony ziemia obsuwała się powoli, tak, że wkońcu wypełzły na wierzch pokurczone sploty korzeni stojących na skraju jabłoni, a potężny krzyż z blaszanym Chrystusem, zardzewiałym i czarnym, znalazł się na samym brzegu przepaści i pochylony rozciągał nad nią opiekuńcze ramiona.
Grunt ten należał do gminy, to też każdy spieszył z niego skorzystać i z tego powodu owoce, przedwcześnie zrywane, nie mogły dojrzeć nigdy.
W tym roku po raz pierwszy wynajął je głupi Lejba za kilka rubli.
Lejba był niegdyś sadownikiem na większą skalę, ale potem zbiedniał do tego stopnia, że od lat wielu nie tylko nie robił interesów, ale przestał nawet marzyć o geszeftach, żyjąc jak mucha okruszynami z ubogich stołów lichej mieściny.
Jedyny chałat, noszony w dnie powszednie i szabas, przeszedł już całą gamę kolorów i stał się bezbarwnym, załojonym łachmanem, dobrze dopasowanym do ziemistej cery, żółto-siwego zarostu, garbatych pleców i spłowiałych oczu nędzarza, który sprawiał wrażenie zgrzybiałego starca, jakkolwiek liczył zaledwie lat 50. Stałe,