Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 068.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Włóczęga podmiejski, mogący w każdej chwili zamienić się w napastnika, był zawsze postrachem i zmorą Symchowej. Nie obawiała się chłopów w wioskach, nie obawiała się robotników z cegielni lub fabryki, koło której przechodziły, tylko tych postaci tak nieokreślonych, trudnych do przeniknięcia, jak ich zajęcie, osobników, zdala cuchnących wódką, ziejących wstrętnymi wyrazami, lubujących się w zaczepkach. Takiemu na pustkowiu pokazać młodą i ładną twarz — rzecz to zdradziecka.
Ten był powód, że udając się na codzienną swoją wędrówkę, obie — matka i córka były ubrane zawsze jednakowo (niech złe oko nie odróżni młodej od starej), że głowy miały wiecznie obwinięte chustkami, które zasłaniały im również pół twarzy. Nosiły się nędznie i szaro. Symchowa chętnieby obsypała siebie i córkę pyłem z gościńca, byle zniknąć, uczynić się niewidzialnemi na jego szarym tle.

XI.

— Ja się tak bardzo nie boję — kiedyś do mnie mówiła Esterka. — Czasem sama chodzę. W piątek mamy trochę więcej domowej roboty u siebie, więc — żeby prędzej załatwić się z roznoszeniem chleba — mama idzie w jedną stronę — do Lisówki, a ja w drugą, na Czarny Borek.
— Nigdy się nic Esterce nie przytrafiło?
— Nie. Raz jeden gonił mnie jakiś pijak. Była wtedy po deszczu wielka woda na drodze — przebrnęłam na drugą stronę, a tam trafił mi się kawał cegły, który podniosłam i pogroziłam nim temu człowiekowi. Dał mi spokój. Pewnie się nie tyle zląkł kamienia, co wody.
Bardzo była zabawna i milutka, gdy to opowiadała.
— Gdyby jednak i on zdecydował się przebrnąć kałużę, czy też Esterka ugodziłaby go tą cegłą, czy potrafiłaby się bronić?