Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 063.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była Symchowa, to chyba — istoty nieśmiertelnej, jaką już wtedy był Symcha. Napewno — jego zabiegom. Tylko istota, która przeszła już przez śmierć, pokonała ją niejako a przynajmniej wyrwała z jej zębów najlepszy kęs swej istności i wyniosła go ponad ziemię, — tylko ona może skutecznie poprzeć sprawę jakiejś nędznej drobiny ziemskiej. A z pośród wiecznie żyjących jeden Symcha mógł w tym razie coś zdziałać, bo któżby obcy zechciał się troszczyć o los jego córeczki na ziemi.
To Symcha wstawiał się, Symcha przemawiał za nią. Może nie do samego Jehowy, może do najniższego z jego sług — ale to on przemawiał i z dobrym skutkiem.
Musiał jednak przebyć ciężką chwilę, lękliwy Symcha! Żona jego, myśląc o tem, uprzytomnia sobie doskonale to wielkie kołatanie serca, to bolesne zaciśnięcie gardła i olśnienie w oczach, jakiego doznawać musiał — inaczej być nie mogło — Symcha, gdy przemówić miał do najniższego z sług Jehowy. Ale szło o dziecko, więc zwyciężył strach, właściwy osobom delikatnego zdrowia, i przemówił.
W miarę zaś jak pozbywał się bojaźni (— i to uprzytomnia sobie Symchowa), głos jego, do sługi Jehowego zwrócony, stawał się pełny brzmień tkliwych, do głębi przejmujących, pełny błagania pokornego i zaklęć, aż wreszcie przeszedł w ton uroczysty i poważny.
Dreszcz od stóp do głów wstrząsa Symchową na myśl, jak uroczystym i wzruszającym musiał być głos jej męża, gdy mówił:
— Panie, — oto wstawiam się za moją córeczką, na którą czyha bieda, choroba i śmierć.

VIII.

Był więc Symcha i po śmierci użytecznym swej rodzinie. A swoją drogą wdowa, cokolwiek zdziałać mogła sama bez duchowego poparcia nieśmiertelnego Symchy, tego nie zaniedbywała.