Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 037.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstępie jednak spotkał ją zawód. Gospodyni bowiem objaśniła ją, że wszystkie artykuły żywności nabywa tylko większemi partyami i że kilkanaście lub kilka jesiotrów chętnieby wzięta, ale jeden nie przedstawia dla niej żadnego użytku.
Opuszczając Instytut, Chawa się rozpłakała. A jeżeli wszędzie odmówią? — pomyślała. Ryba długo czekać nie może. Wlokła się przez ulicę z jesiotrem na plecach, w nadziei, że kto z przechodniów ją zaczepi. Gapiów zgromadziło się dużo, ale nikt nie zatargował. Wreszcie jakiś niemłody jegomość, przystanąwszy, zapytał:
— Dla kogo to?
— Na sprzedaż — odrzekła Chawa.
— Świeży?
— Dopiero co złapany.
Obejrzał rybę.
— Ile chcecie za całą sztukę?
— Pięć rubli.
— Cztery weźmiecie?
Chawę opanowało radosne wzruszenie.
— Ach, wielmożny panie — błagała — to zamało. Mnie samą tyle kosztuje.
— Weźmiecie?
— Gdzie zanieść?
— Do tego domu, do doktora Pryskiego. Tam zapłacą.
Napisawszy kilka wyrazów na bilecie, wręczył go żydówce i odszedł.
Gdyby Chawa była żoną Lota a na Puławy miał spaść deszcz siarczysty, nie załatwiłaby sprzedaży i nie uciekła prędzej. Są istoty, którym kilka rubli zarobku skrzydła do ramion przypina. Chawa, biegnąc do domu, śmiała się, klaskała w ręce, opowiadała sobie coś przyjemnego i objawiała taką radość, jak gdyby dla uczczenia zyskanych kilku rubli zwaryować miała. Ciało jednak, chociaż chwi-