Strona:Złoty Jasieńko.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zapalił świécę i — spostrzegł oboje Szkalmierskich śmiejących mu się radością wielką i weselem. On sam trzymał w ręku drewniany szwajcarski kałamarz prześlicznie wyrzeźbiony, ona kufel do piwa a ozdobny z cyfrą Tramińskiego.
Radości opisywać nie umiem, więc nie będę; ale gawęda tego dnia rozpoczęta w mieszkaniu kancelisty, skończyła się po północy przy kawie, piwie i przekąskach u Szkalmierskich. Jesteśmy pewni że lepiéj nad Wilmusia wrażeń jego podróży opowiedziéć nie potrafimy; niech więc pan majster głos zabierze. Przekonacie się iż historya téj podróży ma pewien związek z dziejami złotego Jasieńka.
Wilmuś tak opowiadał.
— Nie wiem, ojcze kochany, czyś bywał kiedy za granicą? nie? — no to może i lepiéj — ale to pewna że człowiekowi naprzód wyjechawszy z domu wszystkiego swojego braknie, wszystko cudze zdaje się śmiészne i przechwalone — ale potém! potém, rozpatrując się w różnych różnościach niemieckich, francuzkich i cudzoziemskich, musi sobie powiedziéć — diableśmy od nich daleko!
Wiele u nas jest dobrego, ale nie małoby nauczyć się potrzeba. Naprzód ojcze kochany, bije w oczy jedno, u nas ogromne fortuny i straszne ubóstwo, dwie ostateczności rażące — tam, niemal jakby pod strychulec wymierzył średni byt panuje,