Strona:Złoty Jasieńko.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czekać! ja nie mam potrzeby czekać. Jest dwunasta, obudź go pan. Jeśli która, to ta godzina może się nazwać hora canonica dla bankierów. Weksel będzie zaprotestowany.
Żłobek zerwał się z dumą człowieka który jest pewny siebie, spojrzał z pogardą na Hersza i poszedł znowu podedrzwi Szkalmierskiego, do których coraz głośniéj dobijać się zaczął.
Milczenie głuche, uparte już go niecierpliwiło, najtwardszy sen takiemu stukaniu oprzéćby się niemógł.
Zajrzawszy uważnie przez dziurkę, przekonał się że w niéj od środka klucza nie było, przez otwór na przestrzał szary mrok przeglądał.
— Musiał chyba zachorować — czy co?? rzekł niespokojny — omdlał może, dostał apopleksyi. Korpulant, kto go wié, nieszczęście łatwo przychodzi. Niéma co czekać, po doktora trzeba posłać i drzwi kazać wyłamać.
Gdy zbladły wrócił do pokoju, w którym Hersz na niego oczekiwał, uśmiéchając się szydersko — można było poznać po twarzy jego, że coś strasznego jeśli się nie stało jeszcze, to się gotowało.
— Nie rozumiem co to jest, mruknął, mecenas wczoraj był chory, mimo to przyjmował gości, potém wyszedł się położyć. Dobijam się napróżno. Mógł omdléć — panie Zaręba, skocz pan po do-