Strona:Złoty Jasieńko.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

starzy, widząc kogo w nie w swoim humorze, mawiali: — Czy się utrząsł?
Przysłowie to naturalnie w epoce kolei żelaznych inném zapewne zastąpione zostanie.
Mecenas przybywszy do domu i zastawszy Jacka tak ponurym jak go porzucił, stos ogromny pilnych listów na stoliku, mnóstwo robót oczekujących nań, biletów wizytowych, karteczek, porwał się tylko za głowę z niecierpliwości i kazał przywołać Żłobka.
Żłobek inpavidus, niezmieniony, uczesany, zapięty, sztywny, poważny, stawił się na dobitkę z ogromnym plikiem papiérów pod pachą. Spojrzenie jedno na mecenasa dało mu do zrozumienia iż potrzebował wypoczynku.
— Mój drogi, rzekł do wchodzącego — jestem zmęczony — jak pies, trochę niezdrów. Kazałem cię tylko prosić aby rozpytać co słychać.
— Tak dalece nie mamy nic nowego.
— Nic złego? spytał Szkalmierski.
— Ale téż i dobrego nic, a drobnych nieprzyjemności dosyć.
— Interes Porwinkiewiczów?
— Źle, bardzo źle stoi.
— Sprawa Musińska.
— Nie poprawiła się.
— Pan Tadeusz wypłacił?
— Nie.