Strona:Złoty Jasieńko.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc z czystém sumieniem odpowiem mu gdy przyjdzie że kuferek próżny...
— To znowu na cóż dom przepłacać? przerwał Tramiński — a wszystko z mojéj przyczyny!!
— Nie z waszecinéj, tylko z mojéj. Pan Bóg skarał i sprawiedliwie — dodał rzeźnik, a po co mi było gonić na wielkie zyski i procenta. Nie dosyć tego com miał z Jego łaski, chciało się bogactw, może z uciążliwością dla drugich. Nie! nie! waszéj winy niéma w tém najmniejszéj a moja wielka i zasługiwała na naukę. Pan Bóg jeszcze litościwy że mnie, pogroziwszy, wyratował. Mój Tramiński — uspokój się, jasno jak na dłoni, żeś ty czysty, ale ja, ja, kazałbym sobie wyliczyć piętnaście, gdybym był młodszy.
— A ja dwadzieścia pięć, zawołał kancelista, bo po co mnie w cudze sprawy wścibiać nos. Ile razym to uczynił, zawsze po tym nosie dostałem, ale nie, do grobowéj deski niepoprawiony.
— Wiesz co! zmieniając głos dodał gospodarz — napijmy się piwa i zapomnijmy o tém.
— Nie chcę piwa, daj mi jegomość pokój, i tak mi w głowie szumi.
To mówiąc, zbliżył się pokornie, w milczeniu uścisnął p. Sebastyana i wyszedł chwiejącym się krokiem. Gospodarz go uspokajając do progu przeprowadził, ale staremu zbyt gorzko było w duszy żeby się łatwo dał ukoić.